Kontrapunkty Jonasza Kofty
Mówił autoironicznie o sobie „tekściarz", pozornie lekceważył swoją pracę, pozował na błazenka, choć był lirykiem najczystszej wody
W kabarecie, najpierw w Hybrydach, potem Pod Egidą, obsadził się w roli Arlekina, Pierrota, trochę takiego Bipa od Marcela Marceau, groteskowego, zagubionego w świecie, lirycznego błazna. Publiczność widziała w nim ostatniego z bohemy, modernistycznego poetę jakimś cudem przeniesionego w zgrzebne klimaty PRL. A on przypominał tylko, że „dano nam do inności prawo". Dlatego Janusz stał się Jonaszem, wcześniej, o czym nie on jeszcze decydował, z Kaftala zrobił się Kofta.
Ze SPATiF zapamiętałem, jak któregoś dnia Adam Ważyk, wyraźnie rozjuszony, zapiał swoim charakterystycznym dyszkancikiem, głośno się na coś oburzając. Wystarczyło tego, by w gronie, w którym biesiadowaliśmy, znalazł się ktoś, kto korzystając z okazji, wyliczać zaczął „zasługi" stalinowskiego poety, ale że po większej dawce alkoholu temat wydał się mało nośny, przerwano mu słowami: – Daj spokój, to jeszcze jeden smutny Żyd. Co Jonasz z godnością sprostował: – O, przepraszam. Ja jestem bardzo smutny Żyd. Czym, oczywiście, wzbudził powszechną wesołość.
Jak każdy prawdziwy artysta był czuły na punkcie swojej twórczości. Sam niejednokrotnie mówił autoironicznie o sobie „tekściarz", pozornie lekceważył swoją pracę i osiągnięte w niej sukcesy, pozował na błazenka, choć był lirykiem najczystszej wody. Ale niech no komuś pomyliła się fraza w jego wierszu, natychmiast ją poprawiał, wyraźnie zagniewany; sam, recytując...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta