Polska byle jaka
Rządzący puszczają oko do rodaków: może i bałagan w rządzie, improwizacja i wszystko na wczoraj, ale i u was nie lepiej. Nie wymagajcie od nas zbyt wiele, skoro i my wam odpuszczamy w odróżnieniu od poprzedników
Za progiem naszego domu, wychodząc z firmy czy restauracji, zatrzymując samochód w przypadkowym miejscu, stykamy się natychmiast z bylejakością. To, co jest naszą przestrzenią publiczną, co wspólne – społecznie, prawnie, politycznie – jest, i to dotkliwie, byle jakie. Gdy wracamy z Zachodu, Północy lub Południa, natychmiast na tle pięknych polskich krajobrazów górskich czy morskich, równin czy pagórków i jezior widzimy, jak marnie urządzamy nasz kraj. Rosnąca zamożność przydaje niewiele wspólnego piękna, częściej współtworzy chaos. Dla najbogatszych Polaków nasz kraj jest miejscem robienia świetnych interesów, dla klasy średniej – dobrego zarabiania na coraz lepszy byt. Ale prawdziwe, piękne życie jest gdzie indziej: zamożniejsi emigrują od tej bylejakości, kiedy tylko mogą. Nawet ci biedniejsi, choć zasobniejsi niż w PRL, mijając granicę, odczuwają to uderzenie tępej brzydoty po każdym powrocie do kraju.
Oto nasz wielki narodowy problem. Pojawia się on na każdym kroku. Jeśli zgodzimy się na to byle jak, będziemy żyć „w Polsce, czyli nigdzie". Spełni się podtytuł „Króla Ubu". Media próbują zagadać ten nieuchronny wniosek zgiełkiem parodniowych sensacji. Młodzi ludzie, a szczególnie te setki tysięcy emigrantów,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta