Śnieżka, Puchatek i dziewczynka jednorożec
Hollywoodzkie kino podniosło rangę filmu animowanego, ale skomercjalizowało świat bajek. W Europie i Japonii animacje traktowane są jak dzieła sztuki
Należę do pokolenia, którego wczesne dzieciństwo upłynęło w latach 80. Pamiętam, jak z niecierpliwością czekałem w niedzielę na „Teleranek", a na dobranoc oglądałem przygody Bolka i Lolka lub Reksia. Do dziś myślę o nich z sentymentem. Do tego stopnia, że swojej trzyletniej córce kupiłem niedawno przytulankę Reksia, by towarzyszył jej podczas zasypiania. Niestety, piesek niemal od razu powędrował na dno kosza z zabawkami. Ona ma innych idoli.
Dla mojego pokolenia bohaterowie ze Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej też szybko przestali być atrakcyjni. Nie mieli szans w starciu z Myszką Miki, Kaczorem Donaldem, psem Pluto i Goofym. Zwłaszcza że za sprawą rozwoju rynku wideo bajki ze studia Walta Disneya stały się w latach 80. powszechniej dostępne. Pamiętam, że ilekroć odwiedzałem z rodzicami wujka, który kupił sobie odtwarzacz, zawsze prosiłem o włączenie kasety z nagranymi animacjami Disneya. Oglądałem je tyle razy, że w końcu zerwała się taśma.
Dlaczego o tym wspominam? Tak zaczęła się moja miłość do kina, ale także ciekawość zachodniego świata. Podświadomie bowiem czułem wówczas, że Miki i Donald reprezentują lepszy, bardziej kolorowy i przyjazny dziecku świat. Intensywność barw disnejowskich kreskówek miała w sobie coś magicznego na tle bloków z betonu w szarej końcówce peerelu.
Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że oprócz zapewniania...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta