Europejskie dylematy Tuska
Walka o najważniejsze unijne stanowisko wymagać może od premiera działań, które dla niego i dla jego partii mogą okazać się katastrofalne – ocenia publicysta „Rzeczpospolitej”
Na początku 2010 roku Donald Tusk, ogłaszając rezygnację ze startu w wyborach prezydenckich, podjął jedną z ważniejszych decyzji w swej politycznej karierze. Podobną, ale jeszcze ważniejszą, musi podjąć dzisiaj.
Dwa lata temu przewodniczący Platformy Obywatelskiej był naturalnym kontrkandydatem dla Lecha Kaczyńskiego. Wybory 2010 roku miały być nie tylko przejęciem przez PO pełni władzy, lecz również zemstą za klęskę pięć lat wcześniej. Jednak Tusk zdawał sobie sprawę, że logika nie tylko wyborów, ale też sprawowania samego urzędu prezydenckiego jest zupełnie inna niż logika wygrywania wyborów do Sejmu i rządzenia państwem. Dobrze to widać dziś, gdy Bronisław Komorowski bije rekordy społecznego zaufania i co jakiś czas robi premierowi drobną złośliwość – a to wyśle jakąś ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, to wezwie na dywanik kilku ministrów (co doprowadza premiera do furii), to wreszcie zdystansuje się od jakiegoś pomysłu rządu. Ale taka jest, odmienna, logika tych urzędów: z punktu widzenia premiera to, co dobre dla partii, jest dobre dla państwa. Z punktu widzenia prezydenta może być zupełnie inaczej.
W dodatku dla Tuska, jako szefa Platformy, prezydentura, choć dawała jego środowisku pełnię władzy w państwie, oznaczała konieczność zrezygnowania z kierowania partią. Jego interesowała jednak realna władza, a więc stanie na czele zwycięskiej partii i ponowne objęcie fotela szefa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta