Inżynieria językowa
Lankijska herbata pozostanie cejlońską, a koty pozostaną zapewne birmańskie. Nawet jeśli Birmę z uprzejmości dla jej mieszkańców uznamy ostatecznie za Myanmar – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"
Który to kraj odwiedził podczas swojej ostatniej azjatyckiej podróży Barack Obama? Najpierw witał mieszkańców Myanmaru, by w następnym przemówieniu mówić już o Birmie. Dezorientacja prezydenta stała się przez chwilę przedmiotem kąśliwych uwag komentatorów, choć ten problem miał nie tylko amerykański przywódca. Także w mediach widać było brak konsekwencji, a portal internetowy jednego z dużych polskich dzienników informował nawet o „podróży do kraju Myanma".
Duma i suwerenność
Problem z nagłymi zmianami utrwalonych w powszechnym odbiorze nazw mamy od dawna. Zaczęło się od epoki postkolonialnej, kiedy uzyskujące niepodległość dawne kolonie podkreślały suwerenność i dumę narodową zerwaniem z nazwami nadawanymi im przez europejskich kolonizatorów. W ten sposób Cejlon stał się Sri Lanką, a Górna Wolta wywalczyła międzynarodowe uznanie jako Burkina Faso. Bengal Zachodni stał się Bangladeszem, a mieszkańcom Surinamu przestała odpowiadać stara nazwa Gujana.
Wszystkie te nazwy brzmiały w polskich uszach nieco dziwnie, ale uznaliśmy, że wybijające się na niepodległość narody mogą mieć swoją dumę i trudno z tym dyskutować. Pewnie tak samo będzie z Myanmarem. Nawet...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta