Blues na haju
Eric Clapton to jeden z tych, których na ołtarze młodzieżowej popkultury wyniosły kryzys religii i pycha.
Historię Erica Claptona można czytać jak opowieść o katastrofie Europy drugiej połowy wieku, która przybierała formy fałszywego szczęścia, raju i haju. Mistrz białego bluesa, obwołany bogiem, w piątek zstąpił na łódzką ziemię w Atlas Arenie.
Wyobraźcie sobie – co dla Polaków jest może trochę kłopotliwe – że wchodzicie na jedną z pobliskich stacji metra i widzicie napis ogłaszający wszem wobec, że jesteście bogiem. Można oszaleć!
Eric Clapton miał i łatwiej, i trudniej zarazem. Stacji metra było w Londynie pod dostatkiem, ale życie z piętnem boskości, o której zaświadczał słynny napis w undergroundzie (choćby nawet dotyczyło to gry na gitarze), z każdym rokiem stawało się coraz trudniejsze. Bo Clapton to jeden z tych, których na ołtarze młodzieżowej popkultury wyniosły kryzys religii i pycha.
Mógł więc poczuć się jak heros z antycznych mitów. Powtarzała się historia Prometeusza, który chciał wykraść z Olimpu ogień, i Achillesa mającego problemy z własną piętą. A może jeszcze bardziej Syzyfa, bo przecież okrutny los strącał otoczone rockowym kultem gwiazdy w otchłanie równe Tartarowi – najmroczniejszej części Hadesu, gdzie przebywały dusze skazanych na wieczne cierpienie.
Na estradzie Clapton jaśniał. Poza nią przeżywał dramat. Doświadczał go wraz z Johnem Lennonem, który nieopatrznie powiedział, że The Beatles są popularniejsi od...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta