Węgierskie pisanie
Wielkie Węgry można mieć już tylko w postaci magnesiku na lodówce. Warto czytać Krzysztofa Vargę, bo jest jedynym polskim autorem, który tak dobrze zna kraj nad Dunajem, że potrafi to dostrzec.
"Czardasz z mangalicą" to taniec, który spokojnie można by pokazywać w cyrku albo w innej Eurowizji. Zważywszy na raciczki tytułowej bohaterki, bo w końcu mówimy o świni, jego figury musiałyby być wyjątkowo karkołomne. Książka Vargi ukazała się w antropologiczno-podróżniczej serii „Sulina", ale jest po trosze podgatunkiem, dla którego niemające sobie w ostatnich latach równych w rozmachu wydawnictwo Czarne powinno może stworzyć osobny cykl. Nazwa Sylwy dla takiej serii nasuwa się sama, zwłaszcza że mówimy o znanej nam z czasów sarmackich plątaninie obrazków z podróży, anegdot, flashbacków.
Mniejsza o serię: grunt że „Czardasza..." napisał Krzysztof Varga, że to dziesiąta jego książka, druga o Węgrzech traktująca, i tego, że on jest autorem, pisać akurat nie ma potrzeby, Varga dorobił się nie tylko dziesięcioksięgu, ale i frazy rozpoznawalnej natychmiast, frazy zbyt rozlewnej jakby, zbyt szczodrej, rodem ze snutej przy stole gawędy, frazy domagającej się w pierwszej chwili już to fastrygi jakiejś zbierającej nadmiar materiału, już to redaktorskiego pióra usuwającego powtórzenia, a bodaj kropki stawiającego, a jednak frazy sugestywnej, zniewalającej niemal, w każdym razie dziwnie zaraźliwej, jak to już pewnie dostrzegłeś, czytelniku.
Ten esej podróżny jest zresztą rozpoznawalny nie tylko za sprawą frazy, ale i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta