Powtórka finału Giganci i skazańcy
Klip „Gol de Iniesta" obejrzało w internecie kilkanaście milionów ludzi. Ci, którzy nie rozumieją futbolu, powinni zobaczyć siedmiominutowy spot zmontowany z komentarzy radiowych i telewizyjnych hiszpańskich dziennikarzy.
Była 116. minuta finałowego meczu mistrzostw świata, Hiszpania grała z Holandią w Johannesburgu, Arjen Robben nie wykorzystał doskonałej okazji i to Iker Casillas do tej pory był bohaterem narodowym numer jeden.
Ta akcja nie zapowiadała się wyjątkowo, ale niecelne podanie Fernando Torresa przejął Cesc Fabregas i znalazł drogę do Andresa Iniesty. Komentatorzy oszaleli, to nie był krzyk, to był ryk, wycie, śpiewanie hymnu, konkurs na najdłuższe „o" w wyrazie „gol". Iniesta przez następny sezon w Barcelonie rzadko kiedy grał pełne 90 minut, Pep Guardiola zdejmował go z boiska po to, by publiczność na każdym stadionie mogła wstać i podziękować mu za najważniejszą bramkę w historii hiszpańskiego futbolu. Takiego przyjęcia na wrogich obiektach nie miał chyba nikt inny wcześniej, wątpliwe, by zdarzyło się to w przyszłości.
Mistrzowie mają prawo być zmęczeni. Osiągnęli coś, co nie udało się dotąd nikomu. W 2008 roku zdobyli mistrzostwo Europy, dwa lata później po raz pierwszy wygrali mistrzostwa świata, a po kolejnych dwóch latach rozgromili Włochów 4:0 w finale Euro w Kijowie. Hiszpański pomysł na futbol, mordowanie rywali tysiącami podań, nie jest już niezwyciężony. Barcelońska tiki-taka odeszła śmiercią naturalną. Ale czy Hiszpanom można wmówić kryzys, kiedy w finale tegorocznej Ligi Mistrzów spotkały się dwie drużyny z Madrytu: Real i Atletico?
Gdyby z piłkarzy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta