Trybunał Sprawiedliwości nie domaga się rewolucji w angażach terminowych
Postulaty o upodobnienie umów okresowych do bezterminowych są niewłaściwe. Dotyczy to m.in. pomysłu uzasadniania wypowiedzeń takich kontraktów i konsultowania ich z organizacjami związkowymi. Nie tego oczekują od nas unijny ustawodawca i wspólnotowy wymiar sprawiedliwości.
Szeroko dyskutowana odpowiedź Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE) na pytanie prejudycjalne zadane przez Sąd Rejonowy w Białymstoku (C-38/13) nie zahamowała rosnącej liczby kontraktów terminowych. I specjalnie nie ma się czemu dziwić.
Bliższa analiza nie pozostawia złudzeń. Orzeczenie nie wprowadza nowych pojęć i nie dostarcza rewolucyjnych narzędzi ochronnych. Potwierdza jedynie ugruntowaną od dawna linię interpretacyjną uchwalonej 15 lat temu dyrektywy Rady UE 99/70/WE z 28 czerwca 1999 r. (dalej: dyrektywa). Do europejskiego porządku prawnego wprowadziła ona Porozumienie ramowe w sprawie pracy na czas określony (dalej: porozumienie).
Wypowiedź TSUE powinna jednak skłonić do szerszego spojrzenia na rodzimą praktykę i rzeczywistość rynku pracy. Niestety, kierunek debaty o kontraktach terminowych w Polsce jest daleki od pożądanego. Co więcej, proponuje się modyfikację prawa bez głębszej analizy konsekwencji jej wprowadzenia.
W analizowanym orzeczeniu uznano, że krajowa regulacja nie spełnia wymogów prawa unijnego. Chodzi o przepisy kodeksu pracy, zgodnie z którymi długość okresu wypowiedzenia pracownika zatrudnionego na czas określony nie zależy od jego zakładowego stażu pracy. Obecnie okres ten co do zasady jest krótszy od terminów wypowiedzenia przewidzianych dla zatrudnienia bezterminowego.
Wątpliwość 1
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta