Reguły gry ustala Pekin
Xi Jinping wykorzystuje pierwszy szczyt G20 w Chinach, by podważyć porządek świata ustanowiony przez USA.
To są drobne gesty, które jednak mówią wiele. Po wylądowaniu w Hangzhou wszyscy przywódcy mieli prawo zejść z samolotu po specjalnych schodach i czerwonym dywanie. Ale nie Barack Obama, który musiał zadowolić się skromnymi schodkami, jakie ma na wyposażeniu Air Force One.
Zaraz potem się okazało, że dostępu do prezydenta nie mają wysocy rangą amerykańscy dyplomaci, a nawet doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice.
– To jest nasz kraj, nasze lotnisko – uciął sprawę chiński urzędnik, gdy próbował interweniować Secret Service. A kilkadziesiąt minut później okazało się, że tylko dwóch amerykańskich operatorów zostało dopuszczonych do filmowania przechadzki po Hangzhou Xi i Obamy.
– Nie przywiązywałbym większego znaczenia do takich incydentów, one się przy takich okazjach powtarzają. Mamy w zwyczaju umożliwiać mediom pokazywanie naszej pracy i nie będziemy z tego rezygnować za granicą – tłumaczył Obama.
Ale te „incydenty" w języku dyplomatycznym znaczą bardzo wiele.
Sparaliżowany Zachód
– Ameryka jest sparaliżowana nadchodzącymi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta