Potrzebujemy ustrojowej cierpliwości
Wielokadencyjność władz nie jest uniwersalnym wskaźnikiem patologii. Mogą być one spowodowane niewielkim rozmiarem elit, który skutkuje ograniczeniem wyborczej konkurencji – piszą eksperci.
Pomysł wprowadzenia limitu kadencji lokalnych liderów nie jest nowy. Nie jest też rozwiązaniem niedorzecznym, choć w Europie bardzo rzadko stosowanym. Kluczowa jest wątpliwość, czy limit kadencji rzeczywiście poprawi sytuację polskich samorządów. Czy nie pozbawi lokalnych społeczności zdolnych liderów? Czy nie będzie sprzyjał fikcyjnym zmianom na urzędzie? Czy nie ma alternatywnych rozwiązań? Zasadne jest też pytanie, czy pospieszne manipulowanie regułami wyborów nie jest motywowane tylko i wyłącznie doraźnym interesem rządzących.
Niskie zaufanie do polityki
Od jakiegoś czasu pojawiają się głosy, że mamy do czynienia ze zbyt małą wymianą kadr zarządzających samorządami gminnymi, a władza lokalna w ostatnich latach koncentrowała się coraz bardziej w rękach burmistrzów. Po 2002 roku poszliśmy w kierunku budowania „lokalnego prezydencjalizmu" i dostrzegamy jego wady.
Warto przypomnieć, że pod koniec lat 90., obawiano się zjawiska odwrotnego. Wskazywano, że zbyt duża rotacja na stanowiskach włodarzy gmin przeszkadza w realizacji spójnych wizji rozwoju lokalnego. Między innymi dlatego wprowadzono w 2002 roku bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Cel udało się zrealizować z nawiązką. Rezultaty badań wskazują, że o ile jeszcze w 2003 roku Polska należała do krajów o najniższym w Europie odsetku...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta