Górnik nadal fedruje
Wygrana Korony z Legią przerwała zwycięską serię mistrza Polski. Liderem znowu został Górnik.
Gdyby wszystkie mecze w ekstraklasie stały na takim poziomie i były tak emocjonujące jak Górnika z Jagiellonią i Korony z Legią, narzekań na rozgrywki byłoby znacznie mniej. Do kompletu widzów na stadionie w Zabrzu już się przyzwyczailiśmy. Teraz też spotkanie oglądało tam ponad 22 tysiące ludzi. Natomiast pełny stadion w Kielcach to niezwykła rzadkość. Jeszcze pierwszy mecz, z Zagłębiem w lipcu, oglądało tam 6,5 tysiąca kibiców. Nie wiedzieli, co ich czeka, mieli żal do nowych właścicieli, że zwolnili lubianego trenera Macieja Bartoszka. W sobotę zebrało się 15 200 widzów. Wszystkie bilety wyprzedano.
Legia w każdym mieście jest magnesem, ale równie ważnym powodem rekordowej frekwencji była gra Korony. Legia, mimo powracających kryzysów, wygrała pięć kolejnych meczów. Ale Korona nie przegrała siedmiu spotkań z rzędu, jej trener Gino Lettieri buduje zespół tak, że o Bartoszku już się zapomina.
Z Legią Korona zagrała tak, żeby ludzie tu wrócili. Najpierw mieli prawo się załamać. Już w drugiej minucie Legia przeprowadziła wzorcowy kontratak. Guilherme pobiegł z piłką prawym skrzydłem, podał prostopadle do Kaspara Hamalainena, a ten dośrodkował na pole karne, idealnie nad głową Marcina Cebuli. Jarosław Niezgoda tylko na to czekał. Nie musiał zwalniać ani przyspieszać. Trafił głową i goście prowadzili 1:0.
Malarz nr...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta