Bańka, burst, boom. A wszystko w 10 lat
Polski rynek nieruchomości przeszedł od niezrównoważonego wzrostu w latach 2006–2008 przez stagnację 2009–2013 po równowagę popytu i podaży na wyższym poziomie w ostatnich trzech latach.
Paweł Dobrowolski
W tym czasie regulator finansowy, banki, deweloperzy i konsumenci – wszyscy dostosowaliśmy swoje zachowania. Budujemy, sprzedajemy i kupujemy więcej mieszkań przy zachowaniu równowagi między popytem a podażą. Przyspieszona lekcja kapitalizmu na rynku nieruchomości skończyła się relatywnie bezboleśnie.
Pogoń za popytem napędzała bańkę
W latach 2006–2008 ceny mieszkań w całej Polsce urosły o kilkadziesiąt procent. W niektórych przypadkach więcej niż podwoiły się. Rynek nieruchomości momentami przypominał kasyno. Można było kupić dwa mieszkania, po roku lub dwóch przy odrobinie szczęścia jedno sprzedać i mieć drugie za darmo.
Konsumenci kupowali mieszkania na kredyt, którego spora część z nich nie była potem w stanie obsłużyć. Podobnie deweloperzy: część z nich w pogoni za atrakcyjnymi działkami i w obliczu rosnących kosztów budowała na kredyt, którego też nie była w stanie potem obsłużyć.
A kredyt rósł niebezpiecznie szybko. Podaż kredytu na zakup nieruchomości ze strony instytucji...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta