Lewica idzie po władzę
Koniec Wiosny, nie oznacza końca partii Włodzimierza Czarzastego.
Weekendowe połączenie SLD z Wiosną nie było – jak sugerowała większość komentatorów – końcem partii Włodzimierza Czarzastego, lecz raczej końcem ugrupowania Roberta Biedronia. Licząca bowiem de facto około 500 działaczy formacja byłego prezydenta Słupska roztopi się w ponad 20-tysięcznym Sojuszu. Owszem, zawarte w sobotę ustalenia gwarantują współprzewodzenie nowej partii przez liderów SLD i Wiosny (także na niższych szczeblach), ale przecież jest oczywiste, że przy następnym rozdaniu i wyborze władz działacze Sojuszu wytną w pień swoich nowych towarzyszy. Jeśli więc jakaś formacja w weekend dokonała żywota, to na pewno nie było to SLD.
To pokazuje przewagę w politycznej technologii, jaką nad swoimi młodszymi kolegami ma Włodzimierz Czarzasty. Sobotnie połknięcie partii Biedronia było tylko jednym z udanych posunięć szefa SLD w walce na lewicy. Wcześniej spektakularnym jego sukcesem było zmuszenie zarówno Wiosny, jak i Partii Razem do startu z list SLD. Musiało być to dla Zandberga, Biedronia i ich koleżanek i kolegów bardzo gorzką pigułką do przełknięcia, bowiem tylu złych słów, które padły w przeszłości z ich ust w stronę „starych postkomunistów", nie powstydziliby się Grzegorz Braun i Antoni Macierewicz. A jednak Czarzasty sprytnym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta