Zdalni zwiadowcy z Ożarowa ciężko pracują nad Dnieprem
O możliwościach polskich dronów broniących Ukrainy, niekonsekwencjach naszych krajowych zamówień zbrojeniowych i potrzebie wyposażenia Kijowa w ciężką artylerię mówi Piotr Wojciechowski, współzałożyciel i prezes Grupy WB.
O dronach Bayraktar gromiących czołgi Putina w Ukrainie obrońcy układają pieśni, a przecież wasze bezpilotowce nie są gorsze. Sprzęt polskiej Grupy WB (GWB) zaczął docierać nad Dniepr już po 2014 r. Potem zainwestowaliście w Kijowie we własną fabrykę „inteligentnej” amunicji. Czego dokonały w tej wojnie wasze rozpoznawcze bezzałogowce FlyEye i zdalnie sterowane pociski Warmate?
Dotąd unikaliśmy rozgłosu, bo specyfika zbrojeniowego biznesu wymaga dyskrecji. Nawet po 50 dniach tej wojny nie wszystko można powiedzieć. Z relacji docierających z pierwszej linii wynika, że zwiadowcze i uderzeniowe minidrony produkcji GWB są skuteczne, spełniają swoją rolę, a do tego są wyjątkowo odporne na zagrożenia pola walki. Jednym słowem, możemy mieć satysfakcję.
Ale pieśni na cześć waszej broni nie powstają...
Wystarczy nam, że nasze bezzałogowce – a w służbie jest ich kilkadziesiąt – stały się prawdziwymi koniami roboczymi dla ukraińskich zwiadowców. Codziennie samoloty FlyEye wykonują ok. 250 godzin lotów, i to w warunkach wyjątkowo intensywnych działań bojowych. To o czymś świadczy. Nie muszę dodawać, że operują najczęściej bezpośrednio nad skupiskami wrogich wojsk dysponującymi profesjonalną osłoną przeciwlotniczą.
Co potrafi FlyEye i do czego służy?
Służy do śledzenia z powietrza...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta