Michaił Gorbaczow nie był przyjacielem Polski
Warto zachować dobrą pamięć o ostatnim przywódcy ZSRS, ale już niekoniecznie okazywać mu wdzięczność – pisze politolog i historyk.
Historia zna liczne przykłady przywódców, którzy próbując osiągnąć spektakularny cel, doprowadzali do skutków diametralnie odmiennych od tych, jakie pragnęli osiągnąć. Jednak niewielu z nich może się równać z Michaiłem Gorbaczowem. Bo też niewielu ludzi w dziejach władało imperium tak rozległym, jak sowieckie, na którego czele Gorbaczow stanął w 1985 r.
Każdy, kto pamięta tamte czasy, musi przyznać, że imperium prezentowało się okazale. Miało rekordową liczbę głowic nuklearnych i rakiet do ich przenoszenia, potężną flotę, wielkie lotnictwo, a przede wszystkim największą na świecie liczbę czołgów, uwielbianych przez sowieckich marszałków. Wprawdzie inne niż wojskowe aspekty funkcjonowania państwa prezentowały się już znacznie mniej spektakularnie, a i sukcesy sowieckiej armii, od pięciu lat walczącej w Afganistanie, były dość wątpliwe, to jednak tylko nieliczni uważali je za kolosa na glinianych nogach.
Na dwóch frontach
Do tych ostatnich należał jednak Gorbaczow, który zarazem aż do końca swych trwających zaledwie sześć lat rządów wierzył, że zdoła owego kolosa wzmocnić, a jego gliniane nogi, metaforycznie obrazujące sowiecką gospodarkę, zamienić na tytanowe. Droga do tego miała wieść przez pierestrojkę (przebudowę) ustroju politycznego ZSRS oraz głasnost (jawność) w świecie poddanych dotąd totalnej cenzurze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta