Sukces, spokój, żart i uśmiech
Iga Świątek wyjeżdża z Nowego Jorku z trzecim wielkoszlemowym zwycięstwem i wiarą, że może wygrać znacznie więcej.
Finał z Tunezyjką Ons Jabeur wygrała 6:2, 7:6 (7-5). Nie był to triumfalny pochód od jednej zwycięskiej piłki do drugiej, choć oba sety, przynajmniej na początku, zapowiadały taki scenariusz. To był jednak mecz, w którym zobaczyliśmy Igę opanowaną, dojrzałą, taką, która znakomicie daje sobie radę z presją okoliczności, wagą wydarzenia i chwilowymi niepowodzeniami. A także z amerykańską publicznością, która chwilami przekraczała granice kibicowskiej arogancji i braku kultury.
Przekonanie, że spryt i ambicja Ons Jabeur zrekompensują zalety tenisa Polki się nie spełniło. Iga była szybsza, bardziej skupiona, nie grała od przypływu do przypływu bojowości.
„Naprzód kochanie”
Jej rywalka zrywała się niekiedy do wspaniałych akcji, ale tym wzlotom towarzyszyły chwile zwątpienia. Nie uspokajały Ons okrzyki widzów, którzy może z chęci wydłużenia emocji wyraźnie wspierali ją przez większość spotkania. Nie działał żywy talizman w osobie Arantxy Sanchez-Vicario ubranej w podkoszulek z napisem „Yalla Habibi” (w wolnym tłumaczeniu: „Naprzód, kochanie”) oraz pozostała grupa wsparcia w identycznych koszulkach w loży.
Wszystko, co Jabeur mogła zrobić, to wygrać kilka długich wymian, odrobić stratę przełamania w drugim secie od stanu 2:4 do 4:4, zagrozić Polce raz i drugi w końcówce seta i tie-breaka (prowadziła w nim 5-4 i serwowała), a po porażce...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta