Gdy rywal staje się znajomym
Biegi górskie | Na mecie mogą być umorusani, ale każdy jest uśmiechnięty, przynajmniej od momentu, w którym ochłonie i złapie oddech. Wtedy zaczynają rozmawiać, a kończą wieczorem przy winie i muzyce.
Są biegacze asfaltowi i są ci górscy. Nie ma sensu porównywać jednych do drugich i zastanawiać się, który świat jest lepszy. Na pewno różnią się od siebie, chociaż też przenikają, bo wielu ludzi, którzy zaczęli biegać po chodnikach, asfalcie czy alejkach parku, w pewnym momencie przenosi się na górskie szlaki. Przestaje im wystarczać to, co „oferuje” miasto i zaczynają szukać mocniejszych, albo po prostu innych, wyzwań. Może 40 lat temu czytaliby Edwarda Stachurę i włóczyli się od schroniska do schroniska. Teraz kupują dobre buty, ostro trenują i biegają po górach.
– Zaczynałem od biegania po mieście. Biegacze asfaltowi w okresie boomu byli bardzo roszczeniowi. Na Orlen Maratonie w Warszawie pakiet startowy kosztował 200 zł, w środku był sprzęt za 250 zł, a wszyscy byli oburzeni, że nie ma ciepłej zupy na mecie. Tam jest wymiar bardziej komercyjny, chodzi o dopieszczanie klienta, mierzenie życiówek. W górach jest bardziej swobodna atmosfera – opowiada „Rz” Andrzej Witek, zwycięzca Biegu 7 Dolin na 61 km.
Góry zna praktycznie każdy, bo w szkole często organizowane były wycieczki. – Jeśli ktoś biega i ma za sobą start na 10 km,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta