Powrót do punktu wyjścia
Wystarczyła jedna publikacja makroekonomiczna ze Stanów Zjednoczonych, by rynek walutowy wymazał praktycznie wszystko to, co wypracował w ostatnich dniach.
Przed wtorkową sesją panowało powszechne przekonanie, że jej najważniejszym punktem będzie publikacja danych o inflacji w Stanach Zjednoczonych. Jeśli ktoś liczył na fajerwerki, to z pewnością się nie rozczarował. Problem jednak w tym, że znów na rynkach zagościł strach.
Inflacja w sierpniu w Stanach Zjednoczonych wyniosła 8,3 proc., podczas gdy rynek oczekiwał odczytu na poziomie 8,1 proc. To jest z kolei ważnym argumentem dla Rezerwy Federalnej za tym, aby kontynuowała mocne zacieśnianie polityki pieniężnej. A to woda na młyn dla dolara. Ten po publikacji danych znów zaczął się mocno umacniać. W stosunku do euro zyskiwał około 1 proc. i para EUR/USD wróciła w okolice parytetu, podczas gdy jeszcze rano była blisko 1,02.
Mocny dolar dał się we znaki także złotemu. Po południu za walutę USA płacono 4,70 zł, czyli 1,3 proc. więcej niż w poniedziałek. Euro było wyceniane na 4,71 zł, co oznaczało wzrost o 0,4 proc.