To, co się podoba i co nas oburza
– Teatr nie jest powołany do sprawiania przyjemności. Ma prowokować do myślenia – mówi Jerzy Radziwiłowicz przed premierą „Komedianta” w Teatrze Narodowym.
Co pana skłoniło do tego, żeby przyjąć tę wielką rolę, uznawaną za popisową, którą na polskiej prapremierze grał Tadeusz Łomnicki? Zainteresowała pana sztuka o kondycji aktora, czy może Austria sportretowana przez Bernharda?
Nie myślałem o postaci Bruscona jako roli popisowej, jak to pan nazwał. Nie mierzę się z żadnym aktorskim mitem ani z teatralnymi Himalajami. Tekst jest ciekawy i bardzo niejasny, a to już dobrze. Austria nas mniej obchodzi.
Jednak w tej Austrii może się przeglądać Polska. Taki motyw wprowadził do teatru Krystian Lupa, w „Wymazywaniu”, w czasach gdy trwała dyskusja o Jedwabnem, czy w profetycznej „Wycince”, poświęconej konformizmowi elit artystycznych i głupocie władzy.
Oglądu Bernharda nie trzeba ograniczać do Austrii i zawsze sztukę przekładamy na swoje odniesienia. Bez względu na to, gdzie dzieje się sztuka, wychwytujemy nasze echa. Oczywiście, nazwy są austriackie, ale ważniejsze jest to, że Bruscon znalazł się na zabitej dechami prowincji.
Katolickiej.
Szuka pan ciągle tych punktów wspólnych.
Nie jest przypadkiem, że finał związany jest z katastrofą w plebanii.
Niech będzie, ale Bernhard nie wspomina o tym nachalnie. Myślę, że jego bohatera interesuje co innego – przede wszystkim on sam. Mamy mieszankę wielkości albo manii wielkości. Dokładnie nie wiadomo, co to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta