Cud nad urną. Harry Truman, cz. IV
Historia amerykańskiej prezydentury pełna jest niespodziewanych porażek wyborczych, ale też zaskakujących zwycięstw. Jednak sukces Harry’ego Trumana z 2 listopada 1948 r. był chyba największym zaskoczeniem w historii USA. Można to nawet nazwać mianem „politycznego zmartwychwstania”.
Stalin był bardzo ciekaw tego nowego amerykańskiego prezydenta. Wiedział, że był kiedyś sprzedawcą męskiej galanterii i pochodził z zapyziałego miasteczka, gdzieś z pogranicza stanów Missouri i Kansas. Radziecki dyktator nie odczuwał przy nim kompleksu niższości jak przy Winstonie Churchillu, który był wnukiem 7. księcia Marlborough, czy przy potomku bogatego nowojorskiego rodu Rooseveltów. Choć doskonale wiedział, że nowy amerykański prezydent jest wrogiem komunizmu, to szanował jego wyraziste stanowisko ideologiczne. Stalin lubił takich ludzi. Najbardziej brzydził się obłudnikami i lizusami. Być może dlatego nie czuł się najlepiej przy Franklinie D. Roosevelcie, którego prawdziwego światopoglądu nie był w stanie odgadnąć. Stalin tylko siebie uważał za prawdziwego komunistę. Wszelkiej maści lewacy zachodni budzili w nim pogardę i politowanie. Truman, jako zadeklarowany antykomunista z głębokiej amerykańskiej prowincji, spodobał mu się od pierwszego wejrzenia. Generalissimus doskonale pamiętał, jak po zaatakowaniu ZSRR przez Niemcy w czerwcu 1941 r. senator Harry S. Truman oświadczył: „Jeśli zobaczymy, że Niemcy wygrywają wojnę, powinniśmy pomóc Rosji; a jeśli Rosja wygrywa, powinniśmy pomóc Niemcom i w ten sposób pozwolić im się pozabijać w jak największej ilości”. Taki człowiek był graczem, jakiego dyktator chciał...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta