Problem z Pileckim
Gdyby Instytut Pileckiego został zlikwidowany zaraz po przejęciu władzy, politycy uniknęliby wielu fikołków.
Jeżeli odpowiedzialny za resort kultury Bartłomiej Sienkiewicz zdecydowałby się na taki krok, tylko po to, aby pokazać swoją sprawczość i dać twardemu elektoratowi dowód, że w przestrzeni publicznej nie ma miejsca dla instytucji „pisowskich” – osłabiona po przegranych wyborach opozycja trochę by pokrzyczała i temat już by nie istniał. Ale pewnie taki krok zostałby odebrany – i słusznie, jako element zwijania się państwa, a nie dalekosiężnego patrzenia zakładającego kreowanie swojej narracji historycznej. Czy dlatego zdecydowano się na tzw. przejęcie?
Wycinanie projektów
Jego mechanizm był przewidywalny – zakazano szefowej Instytutu Pileckiego Magdalenie Gawin podejmowania jakichkolwiek decyzji i skupienia się tylko na administrowaniu placówką, potem zlecono audyt ministerialny i zanim go pokazano, już ją odwołano. Nikt nie zastanowił się, czy wnioski z audytu są zgodne z polską racją stanu. Zatem na co zwróciliśmy uwagę w „Rzeczpospolitej” zostały zakwestionowane m.in. projekty...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
