Kiedy ochrona związkowa działaczy staje się nadużyciem
Działalność związkowa nie uchroni przed oceną pracy lub rozliczaniem z przestrzegania podstawowych obowiązków pracowniczych. To nie instrument zapewniający nietykalność.
Miała chronić przed szykanami ze strony pracodawców. Tymczasem często używana jest jako tarcza do ochrony przed zasadnymi konsekwencjami. Ochrona związkowa to przywilej, który przez niektórych działaczy związkowych jest traktowany jak immunitet. Czy naprawdę taki był cel ustawodawcy?
W artykule dzielimy się przykładami, które najlepiej pokazują, jak cienka bywa granica między prawem a jego nadużyciem.
Idea, która ma sens
Ochrona związkowa była i jest potrzebna. Trudno przecież oczekiwać, że ktoś odważy się mówić o problemach w zakładzie pracy, jeśli w konsekwencji może stracić pracę. Przysługująca działaczom związkowym ochrona ma być gwarancją, że za prowadzenie działalności związkowej nie spotkają ich szykany. W takim rozumieniu ochrona związkowa nie budzi żadnych wątpliwości. Jest słuszna, potrzebna i stanowi fundament wolności związkowej.
Problem pojawia się w sytuacji, gdy rozmywa się granica pomiędzy narzędziem do obrony przed represjami a instrumentem zapewniającym nietykalność. Zdarza się bowiem, że ochrona związkowa traktowana jest przez działaczy jako parasol ochronny przed oceną pracy lub rozliczaniem z przestrzegania podstawowych obowiązków pracowniczych. I wtedy zaczyna się kłopot. Ochrona związkowa przestaje budzić respekt, a prowadzi do nieufności i wątpliwości ze strony pracowników, którzy nie są...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)