Disneyland na pustyni
"Nielegalne" irańskie i "legalne" japońskie pieniądze dla Jordanii
Disneyland na pustyni
Nathan Gurfinkel
Cały Amman można ogarnąć wzrokiem jedynie z okna samolotu. Kiedy jedzie się samochodem, może się wydawać, że miasto zanika i roztapia się w pustyni, ale po przejechaniu następnego odcinka drogi nagle wyłania się wśród skał nowa dzielnica. Ta zmaterializowana fatamorgana powtarza się kilkakrotnie. By się jej pozbyć, trzeba wjechać do śródmieścia, w okolice zabytkowej cytadeli i amfiteatru z czasów rzymskich okolonego białymi domami położonymi wysoko na wzgórzach.
Amman obezwładnia. W tym mieście wszystkiego jest w nadmiarze. Za dużo ludzi, domów, pojazdów. Ciasne lokale sklepowe nie mogą pomieścić nadmiaru towarów, który "wymaszerowuje" na ulicę. Wszystko sprzedaje się i kupuje przy akompaniamencie rozdzierających wrzasków. Trzeba oswoić się z lokalnym kolorytem, aby się zorientować, iż nikogo na ulicy nie mordują, że nie rozlegną się za chwilę syreny policyjnych samochodów i karetek pogotowia. To sprzedawcy zachwalają swój towar, a kupujący wykłócają się o cenę.
Miasto zadaje gwałt
Natężenie hałasu jest tak ogromne, że trzeba samemu wytężać głos, by cokolwiek powiedzieć. Z natury łagodni i życzliwi Jordańczycy torują...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta