Reprywatyzacja jest jak gorący kartofel
Dekret o gruntach warszawskich, który miał posłużyć odbudowie stolicy, został wykorzystany do odebrania jej mieszkańcom właściwie wszystkich nieruchomości – mówi adwokat Jan Stachura, którego kancelaria prowadzi wyłącznie tzw. sprawy dekretowe
Co się kryje pod określeniem: grunty warszawskie?
Jan Stachura: Stworzył je dekret z 26 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy, zwany potocznie dekretem o gruntach warszawskich. W art. 1 przewiduje on, że wszelkie grunty na obszarze m.st. Warszawy przechodzą z dniem jego wejścia w życie na własność gminy m.st. Warszawy. Są to więc tereny znajdujące się w granicach administracyjnych stolicy 21 listopada 1945 r. Generalnie pokrywają się z obszarem tzw. starej Warszawy. Dekret nie obejmował dzisiejszych nowych dzielnic.
Słychać jednak opinie, że był konieczny. Miasto leżało w gruzach, należało zacząć jak najszybszą odbudowę, a los większości właścicieli nieruchomości pozostawał nieznany.
Trzeba było wprowadzić mechanizm, który pozwalał na natychmiastowe przejęcie nieruchomości przez miasto. Moim zdaniem tego aktu nie można rozpatrywać w oderwaniu od ówczesnych okoliczności, a zajęcie czyjejś nieruchomości, np. w celu odgruzowania, musiało mieć podstawę prawną.
Ile nieruchomości zostało objętych dekretem?
Około 20 tys. Co do 16 tys. złożono wnioski o zwrot nieruchomości.
Z mocy dekretu skomunalizowano jednak tylko grunty, tymczasem ludzie utracili również budynki.
Budynki pozostawały własnością dotychczasowych właścicieli nieruchomości do ostatecznej odmowy przyznania własności...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta