Kocham Jezusa kocham Kosowo
Nie tylko politycy wykorzystują sport do swoich celów. To również sportowcy, zwłaszcza mistrzowie, nie mogą żyć bez polityki
Są w Polsce dwa gesty polityczne, które zna każdy. Pierwszy to dwa palce w kształcie litery V znane z czasów „Solidarności”. Drugi to słynny gest Kozakiewicza. Władysław Kozakiewicz pokazał go ludziom radzieckim – wygwizdującym go wcześniej niemiłosiernie – na Olimpiadzie w Moskwie w 1980 roku po skoku na wysokość 5,78, dającym mu złoty medal i rekord świata.
Podobno ówczesny ambasador radziecki Boris Aristow domagał się odebrania Polakowi medalu i dożywotniej dyskwalifikacji za obrazę narodu radzieckiego. Polskie władze tłumaczyły jednak, że Kozakiewicza dopadł po skoku skurcz, który przejawił się dziwnym wygięciem rąk. W 1985 roku Kozakiewicz wyjechał na stałe do RFN, gdzie poprosił o azyl polityczny. Potem występował w barwach Niemiec, co oczywiście w Polsce uznawane było – nie tylko przez komunistyczne władze – za zdradę narodową.
Pięści w czarnych rękawiczkach
Przykład Władysława Kozakiewicza pokazuje, że wbrew pozorom związki sportu i polityki nie przebiegają tylko w jednym kierunku. Owszem, zwykle to politycy wykorzystują sport do wzmocnienia swojej popularności. W dzisiejszym politycznie poprawnym świecie bezkarne okazywanie uczuć patriotycznych czy nacjonalistycznych zarezerwowane jest właściwie wyłącznie dla sfery sportu i to tutaj polityk może bez posądzenia o ksenofobię odwołać się do narodowych stereotypów, kompleksów i historii. Jednak coraz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta