Słabość do grania nicponi
– Wróciłem na scenę, bo nie mogłem sobie poradzić z nudą – przyznaje znakomity aktor i reżyser. We współczesnym teatrze najbardziej mierzi go przerabianie klasyki na współczesność i chamskie grzebanie w rzeczach wzniosłych
Rz: Żegnał się pan z aktorstwem 12 lat temu, a z reżyserią przed dwoma laty. Jednak dyrektor Jan Englert namówił pana na rolę w „Iwanowie” Czechowa. Co wpłynęło na zmianę postanowienia?
Andrzej Łapicki: Nuda. Kiedy zostałem wybrany na rektora, powiedziałem sobie, że jako aktor osiągnąłem to, co zamierzałem, i będę się zajmował tylko szkołą. Ale przyszedł stan wojenny i jeszcze trochę pobyłem na scenie. Zacząłem też reżyserować. Dwa lata temu przeżyłem osobistą tragedię. Zostałem sam.
Kapcie, fotel, telewizor – kłótnie polityków albo liga angielska. A ile razy można oglądać mecz Chelsea – Liverpool? W ten mój nastrój egzystencjalnej rozpaczy wstrzelił się Jan Englert: „Wyjdź na scenę i już będzie w porządku”. Przeczytałem „Iwanowa”, młodzieńczą sztukę Czechowa, intrygującą pourywanymi wątkami, i pomyślałem: czemu nie?
Lubi pan niejednoznaczne postacie jak hrabia Szabelski?
Szabelski jest pieczeniarzem, który kombinuje żeniaczkę dla pieniędzy. Unosi się jednak honorem i zrywa związek. To nie jest rosyjskie nazwisko. A co może być bardziej charakterystyczne dla polskiego szlachcica niż szabla? Mam słabość do grania...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta