Nie każdy musi być komendantem
Mobbing w policji, fałszowanie statystyk, nieprzyjmowanie zgłoszeń o przestępstwach, pijaństwo w komendach – takie patologiczne sytuacje ujawnialiśmy na naszych łamach.
Wydawało się, że po zmianie szefa warszawskiej policji nie będziemy mieli o czym pisać. Z Gdańska przyszedł człowiek z dobrymi notowaniami, spoza tzw. układu warszawskiego. Inspektor, o którym już mówi się, że może awansować nawet na szefa polskiej policji. Komendant stołeczny Adam Mularz obiecywał w rozmowie z „ŻW“: „chcę pracować z ludźmi uczciwymi, z dobrymi kwalifikacjami. Nie będę tolerował żadnego przypadku naruszenia prawa przez policjantów“.
Byliśmy skłonni przyjąć te słowa za dobrą monetę. Jednak po pierwszej decyzji kadrowej wiemy, że to tylko deklaracje. I owszem, Robert Bałdys jest być może dobrym policjantem (jego zasługą jest m.in. likwidacja bandy z Nowego Dworu Maz.). To jednak nie oznacza, że nadaje się do kierowania tysiącami funkcjonariuszy. Z rozmów, które przeprowadziliśmy w komendzie głównej, odnosimy wrażenie, że jest bezwzględnie oddany budowaniu własnej kariery. To nie służy policji.