Uderz w stół, nożyce się odezwą
Wałęsa był jednym z nas. Aż do momentu, gdy pycha kazała mu o tym zapomnieć i poszukiwać aliansów w najbardziej skompromitowanych środowiskach – pisze wicemarszałek Senatu
Dyskusja na temat lustracji i dekomunizacji trwa już 18 lat i miałem okazję wypowiadać się w niej wielokrotnie. Sądziłem więc, że właściwie wszystkie argumenty zostały już wyczerpane. Jeśli ktoś pozostał przy swoim zdaniu, to jest to problem własnej wygody lub wiary i żadne argumenty nic tu nie pomogą. Tak więc byłem przekonany, że wypowiadać się w tej sprawie więcej nie warto.
Rozpaczliwa sytuacja
Kiedy się jednak okazało, że to ja jestem sprawcą tego, iż Lech Wałęsa wysunął bezpodstawne zarzuty wobec arcybiskupa Kazimierza Nycza, trudno mi milczeć i udawać, że nic nie rozumiem. Owszem, rozumiem. Rozumiem, że w rozpaczliwej sytuacji, kiedy wali się doktryna grubej kreski (rozumianej znacznie szerzej, niż rozumiał to Tadeusz Mazowiecki), należy użyć najcięższej kolubryny, a więc Lecha Wałęsy. Jest to dość rzadki przypadek, kiedy Lech Wałęsa zrezygnował z roli podmiotu historii i pozwolił się użyć jako pocisk do atakowania zwolenników uczciwego rozliczenia z PRL.
Faktycznie, indagowany przez dziennikarza na temat listu pasterskiego arcybiskupa Kazimierza Nycza, wyrażając swoją głęboką solidarność z wypowiadanymi tam treściami, na kolejne wielokrotnie powtarzane pytanie, czy ksiądz arcybiskup mógł mieć na myśli Lecha Wałęsę, odpowiedziałem, że mógł mieć na myśli również Lecha Wałęsę.
Nie wyobrażam sobie, aby pryncypialny list pasterski arcybiskupa Nycza mógł...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta