Pruski domek z kart
Bój spotkaniowy pod Auerstaedt dopełnił klęski zadanej Hohenlohemu przez Napoleona pod Jeną. Po jednym dniu armia pruska przestała realnie istnieć, a Sasi opuścili sojusznika. Już 24 października Francuzi weszli do Berlina, cesarz mógł zaś zabrać z poczdamskiego Sans-Souci szpadę i... budzik Fryderyka Wielkiego.
Jego (mniejszy) następca uciekł wraz z żoną do Prus Wschodnich, wzywając rosyjskiej pomocy. Państwo pruskie padało jak domek z kart, a Wielka Armia brała z marszu tysiące jeńców w Prenzlau (28 października), Szczecinie (29), Kostrzynie (3 listopada), bronionej przez Blüchera Lubece (7) i Magdeburgu (8). W pościgu za Prusakami weszła na ziemie zaboru pruskiego, dochodząc – przez Poznań – do Warszawy. Słowem, gdyby nie twardość czworoboków Davouta, nie mielibyśmy epopei napoleońskiej po polsku...