Dwie minuty zaćmienia i zbiorowa katastrofa
Słowacja – Polska 2:1. Zamiast zwycięstwa na koniec tegorocznych eliminacji było rozczarowanie. Marzenia prysły w kilkadziesiąt sekund, między 85. a 86. minutą
Właśnie wtedy Słowacy strzelili dwa gole i to oni zabrali to, co wydawało się należeć do Polski: trzy punkty i prowadzenie w grupie. Katastrofa zaczęła się od okrzyku: „Moja!”. To Artur Boruc po chwili wahania uznał, że żaden z obrońców nie wybije piłki za niego, więc ruszył do niej sam. Była 85. minuta, Polska prowadziła wówczas 1:0 po golu Euzebiusza Smolarka, a w naszym polu karnym nie działo się nic ponad miarę groźnego.
Bywało już w tym meczu gorzej, ale wtedy Boruc potrafił w porę ustalić z obrońcami, co robić. Tym razem nie. Ruszył za późno, a gdy się schylił, piłka, zamiast trafić w jego ręce, spadła na nogę, odbiła się i potoczyła w stronę Stanislava Sestaka. Jego strzału nikt już nie mógł zatrzymać.Błąd Boruca był koszmarny, ale on tylko podpalił lont. Kilkadziesiąt sekund później przed Słowakami rozstąpiła się cała polska drużyna. Rezerwowy Jan Kozak dośrodkował, a Dariusz Dudka chciał wybić piłkę, ale zamiast mocno i dokładnie, kopnął ją lekko i byle gdzie. Zanim znów spadła pod nogi Sestaka, odbiła się jeszcze od słupka i minęła zdezorientowanego Boruca. Od tej pory było jasne, że to Słowacja, a nie Polska, zacznie przyszłoroczną część eliminacji jako lider grupy 3.
Futbol, cholerny futbol
Trudno o sytuacjach z 85. i 86. minuty opowiadać racjonalnie: że zawinił ten albo tamten, że ktoś był źle ustawiony. To była zbiorowa katastrofa, zaćmienie,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta