Schronienie ostatnich marzycieli
Luang Prabang to klejnot ze śladami francuskiej przeszłości kolonialnej, miasto dla tych, którzy potrafią docenić niepowtarzalny klimat egzotycznego ducha południowo-wschodniej Azji
Sto lat temu francuska lekarka Marthe Bassene zapisała w swoich notatkach: „Och, co za wspaniały raj słodkiego nieróbstwa emanuje w tym kraju. Osłonięty przez góry i dziką barierę wielkiej rzeki uchronił się przed postępem i ambicjami, których nie potrzebuje! Czy to Luang Prabang pozostanie w czasach nauk ścisłych i dominacji pieniądza schronieniem ostatnich marzycieli?”.
W 2009 roku odpowiadam na to pytanie twierdząco. Przylot do dawnej stolicy Laosu z hałaśliwego, opanowanego przez smog, przytłaczającego wszechobecnym chaosem Bangkoku, musi robić niezatarte wrażenie na każdym przybyszu. Wydaje mu się, że przeniósł się w jakiś surrealistyczny świat, gdzie globalizacja jeszcze nie zapuściła korzeni, gdzie nie ma wieżowców ani spalin samochodowych. Urzeka niespotykane, dziwnie nierealne światło, pogodne ciepło miasteczka, jego cisza, zapach jaśminu i drewna sandałowego, a także relaksowy klimat i cudowni przyjaźni ludzie, nie mówiąc o osobliwej urodzie noszących się z gracją kobiet. Pośpiech nie ma odpowiedników w słowniku laotańskim. Egzystencja jest odbiciem niespiesznych ruchów buddyjskich mnichów, powolnego nurtu Mekongu i głębokiej duchowości, która stanowi integralną część życia mieszkańców tego kraju.
Miasto jako stan duszy
Są w Luang Prabang widoczne wpływy francuskie: uliczne stoiska sprzedające bagietki prosto z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta