Na śmierć jeszcze nie zobojętnieli
Polscy lotnicy: zaraz po wylądowaniu włączamy telefony. Rodziny wtedy wiedzą: włączył telefon, znaczy, że żyje – mówią piloci
Major Cezary Zdebski opuścił pokład transportowej CASY w Powidzu, gdzie jest zastępcą dowódcy eskadry. Kilkadziesiąt minut później koledzy, którzy polecieli dalej, już nie żyli. Samolot rozbił się przed lotniskiem w Mirosławcu.
Dziś nie chce do tego wracać. – Kiedy słyszę o katastrofie, nie rozpytuję, nie spekuluję, nie dzwonię, by się czegoś dowiedzieć. Boję się, że zamiast kolegi, usłyszę, jak w jego telefonie włącza się skrzynka głosowa – przyznaje.
Dla pilotów przyszły trudne chwile. Jeszcze nigdy w historii polskiego lotnictwa nie było tak wielu katastrof w tak krótkim czasie.
W styczniu 2008 roku w Mirosławcu spadła CASA. Na miejscu zginęło 20 pasażerów i członków załogi – kwiat polskiego lotnictwa.
W lutym 2009 roku pod Inowrocławiem runął na ziemię należący do Wojsk Lądowych śmigłowiec Mi-24. Zginął pilot.
Miesiąc później rozbiła się bryza latająca w barwach Marynarki Wojennej, grzebiąc w swoich szczątkach czterech lotników.
Na to nakładają się informacje, że z powodu kryzysu MON obciął lotnikom pieniądze na paliwo, przynajmniej w niektórych formacjach. A mniej paliwa oznacza mniej lotów i szkoleń.
Były pilot wojskowego śmigłowca z Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim:
– Wszystko to niepokoi chłopaków. Piloci śmigłowców od czasu misji w Iraku przywykli...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta