Dryf i hals to nie pedał i gaz
O szkole, która szlifuje charaktery, i o rolniczej mentalności Polaków opowiada Krzysztof Baranowski
Rz: Ani okręty wojenne, ani kutry rybackie nie są już napędzane wiatrem. Po co dziś komuś szkoła pod żaglami?
Krzysztof Baranowski: Żaglowiec, na którym trzeba się wspinać na reje, na którym pracuje i współpracuje kilkadziesiąt osób, i z którego nie można wysiąść i wrócić do domu, do mamy, jest wspaniałą szkołą odwagi, solidarności, zaradności. Dawniej, niestety, to wojna wyrabiała charakter, dawała okazję do heroizmu, zmuszała do solidarności. Ale w czasach pokoju te cechy nie straciły na wartości.
Miałem okazję żeglować brygiem „Fryderyk Chopin”. Załogę stanowili licealiści, absolwenci szkoły pod żaglami. Tworzyli zamknięty klan „wtajemniczonych”, mieli poczucie wyższości nad tymi, którzy nie chodzili po rejach i nie odróżniali gejtaw od gordingów. To chyba niepożądany efekt szkoły pod żaglami?
Typowy objaw i niegroźny. To przecież bardzo młodzi ludzie. Przeżyli wspaniałą przygodę, bądź co bądź zdali egzamin psychiczny i fizyczny, mieli poczucie sukcesu i własnej wartości. No i po 15 lat. Co w tym złego? W czasie trwania szkoły pod żaglami, na morzu, bywa z nimi różnie, ale gdy zawijamy do portu – rozkwitają! Ponieważ jednak dali sobie radę, przemogli słabości, dotarli do celu. Przekonali się, że można. Kto z dorosłych tego nie pragnie? „Dorosłego” sposobu bycia jeszcze się zdążą nauczyć.
W szkole pod żaglami...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta