Przeszłość cwaniaka, czyli lody na końcu Warszawy
Popularny aktor opowiada o uroku Dolnego Mokotowa, o tym, gdzie się jeździło po najmodniejsze ubrania i dlaczego warto było oglądać z bliska mecze hokejowe
Ze Zbigniewem Buczkowskim spaceruje Dominika Węcławek
Najcieplej wspomina się te miejsca, w których człowiek dorastał. Zbigniew Buczkowski, rodowity warszawiak, najchętniej wraca więc pamięcią do Dolnego Mokotowa. Zaś ul. Chełmską określa krótko mianem „kultowej”.
– Tam się zaczęła moja kariera. Już jako dziecko chodziłem statystować do Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Gdyby nie jej sąsiedztwo, kto wie, czy w ogóle bym wybrał zawód aktora – zamyśla się.
Na sportowo
Ponad 50 lat temu ul. Chełmska z okolicami prezentowała się zupełnie inaczej niż dziś.
– To był koniec Warszawy. Nie było Stegien ani Ursynowa. Tylko pola, na których rosły pietruszka i pomidory – opowiada aktor. Wspomina, że dzieciństwo spędzał bardzo aktywnie, czemu sprzyjało otoczenie.
– Pływać nauczyłem się na Jeziorku Czerniakowskim. Na Czerskiej za kościołem graliśmy w piłkę. W okolicach pl. Bernardyńskiego był z kolei ogródek jordanowski – jeździliśmy tam grać w siatkówkę i ping-ponga.
Aktywność Buczkowskiego nie słabła także zimą. Wtedy grało się w hokeja, co ułatwiała bliskość stadionu Legii.
– Podczas...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta