Teraz to ja rządzę
Trener reprezentacji Polski Franciszek Smuda o młodych wilczkach, szpakach, plastusiach, kosach na sztorc i mistrzostwach Europy
Rz: Tydzień po pierwszym zgrupowaniu reprezentacji Polski rzadziej dzwonią telefony?
Franciszek Smuda: Rzadziej. Zaczynam odsypiać tamte dziesięć dni. Byłem tak podekscytowany, ciągle rozmawiałem z asystentami, lekarzami – do późna w nocy. Teraz zaczynam analizować to, co się wydarzyło, ale już na spokojnie. Mam wrażenie, że pracowałem z tymi piłkarzami kilka lat, że od razu zrozumieli, jakie mam zasady i filozofię gry. Większość z nich znałem wcześniej, ale kilku dotknąłem po raz pierwszy.
Jest pan zadowolony z reakcji kibiców na grę pana drużyny w dwóch pierwszych meczach?
Mam spore doświadczenie, wiem, jak to bywało wcześniej, więc się cieszę, że się obyło bez wielkich złośliwości. Oczywiście nikt nie zobaczył jeszcze drużyny kompletnej, ale ja też takiej nie widziałem. Widziałem drgnięcie. Malkontenci powiedzą, że od pierwszego kontaktu ze Smudą reprezentacja miała wygrywać z każdym po 5:0, ale to przecież kompletne bzdury. Podobało mi się tempo, organizacja gry, budowanie ataku pozycyjnego. I podobało mi się, że piłkarze byli zadowoleni. Bo to co innego, jak trener swoje bajki opowiada, a co innego – jak mówią piłkarze.
Teza, że gdyby z Rumunią przegrał Leo Beenhakker albo Stefan Majewski, mieliby fatalną prasę, jest chyba słuszna? A panu uszło płazem.
Wszyscy przez ostatni rok gadali do mnie: „Franiu, weź tę kadrę, zrób coś”....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta