Robię swoje po swojemu
Eryk Lubos, laureat Nagrody im. Zbigniewa Cybulskiego, o teatrze, sporcie i wymarzonym scenariuszu
Rz: Rok temu dostał pan nagrodę aktorską w Gdyni za rolę w „Boisku bezdomnych” Kasi Adamik, teraz – Nagrodę im. Cybulskiego za kreację w „Mojej krwi” Marcina Wrony. Czuje się pan w punkcie zwrotnym kariery?
Eryk Lubos: A co to takiego „kariera”? Mnie nie chodzi o robienie kariery, tylko o spełnienie. O zdobywanie solidnego warsztatu.
Skąd się właściwie wzięło u pana aktorstwo?
Chciałem zaimponować dziewczynie i w 18. urodziny zabrałem ją do teatru. Sam też wtedy pierwszy raz tam trafiłem, od razu na „Ja, Feuerbach”. A ta sztuka to Biblia i klątwa każdego aktora. Wielka rzecz. Zakochałem się w teatrze i zostałem w nim. Do dzisiaj. Gdyby wtedy grali inne przedstawienie, pewnie nie byłbym aktorem.
Tylko bokserem?
Bokser to rasa psów. Pięściarzem. I też nie, bo matka chroniła mnie przed tym zajęciem. Uważała, że mężczyźni w naszej rodzinie i tak mają za dużo testosteronu. W dzieciństwie pozwoliła mi chodzić tylko na treningi karate i tenisa. Pięściarstwo zacząłem uprawiać dopiero na studiach, żeby mi się nie przewróciło w głowie od artyzmu. I żeby nie zejść na psy. Na czwartym roku mieliśmy mnóstwo czasu, który poświęcaliśmy na niezbyt zdrowe rozrywki. Dlatego wolałem pójść do klubu i dostać wycisk na sali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta