Matka wszystkich kampanii
Napięcie z czasów wojny na górze w 1990 roku między tymi, którzy chcą „wolniej”, i tymi, którzy krzyczą „szybciej”, pozostanie esencją wielu politycznych sporów
Lektura „Gazety Wyborczej” sprzed 20 lat, czyli z 9 października 1990 r., rozczarowuje. Jest akademicka dyskusja o Najwyższej Izbie Kontroli, materiał o niekonwencjonalnym księdzu uczącym religii w technikum. Nie ma emocji kampanii, która już się rozpoczęła. Przywódca „Solidarności” Lech Wałęsa zapowiedział, że będzie kandydował 17 września. Premier Tadeusz Mazowiecki – po hamletycznych wahaniach – 4 października. A 25 listopada Polacy mieli pójść do urn, wybierając po raz pierwszy prezydenta w wyborach powszechnych.
Formalna kampania zaczęła się późno. Miała być krótka. Dopiero w następnym numerze „Wyborczej” ukaże się anonsujący wyborcze starcie komentarz Adama Michnika. Zgodnie z wolą Tadeusza Mazowieckiego opowiadał się w nim przeciw kampanii negatywnej. Ale deklarował: „Natomiast obraz szeryfa z kompetencjami prezydenta, który zapowiada ściganie złodziei i rozdawanie milionów, wprawia mnie w pełen zaniepokojenia popłoch. Myślę, że nie tylko mnie. Będę o tym głośno mówił”. I rzeczywiście nawet krzyczał razem z całą swoją gazetą, a co więcej, wzdychającego, lubiącego długie pauzy premiera Mazowieckiego wyręczył jego sztab z rysunkowymi filmikami przedstawiającymi Wałęsę jako szaleńca z siekierą. Z zapowiedzi wyrzeczenia się negatywnej kampanii nie zostało nic.
Potrząsanie sceną
Nie wynikało to z ułomnych charakterów ludzi, w każdym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta