In vitro może stać się koniecznością
Rozmowa z prof. Marianem Szamatowiczem
Rz: Ponoć pierwsze polskie dziecko z probówki przyszło na świat dzięki papieżowi.
Zacznijmy od tego, że ja bardzo nie lubię określenia „dzieci z probówki”. Owszem, w procedurze in vitro zapłodnienie odbywa się poza organizmem kobiety, na plastikowych płytkach. Ale już po kilkudziesięciu godzinach istnienia kilkukomórkowy zarodek wszczepiany jest do macicy. To tam się rozwija, aby po dziewięciu miesiącach dziecko przyszło na świat. W tym kontekście sformułowanie, że jest ono z probówki, mija się z prawdą.
Co do roli Jana Pawła II, to wynika ona raczej z mojej interpretacji tamtych zdarzeń. Niemniej jednak faktem jest, że nasza klinika otrzymała dar od papieża w postaci ultrasonografu. Jest to urządzenie stosowane w „zwykłej” ginekologii m.in. do monitorowania przebiegu ciąży. Jego posiadanie umożliwiło nam udoskonalenie metody pozyskiwania komórek jajowych. W rezultacie doszło do narodzin pierwszego w Polsce dziecka z pozaustrojowego zapłodnienia.
Jak pan wspomina tamten dzień – 12 listopada 1987 roku?
Cały zespół był podekscytowany. Do rozwiązania ciąży doszło w drodze cesarskiego cięcia. Wszystko odbyło się planowo, bez niespodzianek. O 8.30 usłyszeliśmy krzyk dziecięcia. Wspominam go niczym najpiękniejszą muzykę. Dziewczynka była zdrowa, nie sprawiała żadnych problemów neonatologom. Ważyła 3 kg i otrzymała dziesięć punktów w skali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta