Byłem dzieckiem szczęścia
Legenda Barcelony i europejskiego futbolu, nowy trener Polonii Warszawa, specjalnie dla „Rzeczpospolitej” w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem
RZ: Koledzy z dawnej Barcelony, z którymi zdobywał pan w 1992 roku Puchar Europy, dzwonili, żeby zapytać, o co chodzi z tą pracą w Polonii?
Jose Mari Bakero: Wielu z nich tak.
Gratulowali czy nie dowierzali?
Znają mnie i wiedzą, że skoro się zdecydowałem, to na pewno było warto. Gratulują i życzą mi powodzenia. Mój przyjaciel Christo Stoiczkow trenuje teraz w RPA klub Mamelodi Sundowns. Niech do niego dzwonią i pytają, po co mu to, jak już trenował reprezentację Bułgarii i miał propozycje z różnych miejsc w Europie.
A co pan powie swoim przyjaciołom o Polsce, jak się teraz spotkacie?
Że podoba mi się Warszawa. Bywałem już w Polsce, ale w stolicy nie. Nie wiedziałem, że jest taka ładna.
Stary stadion w Koninie, na którym oglądał pan tydzień temu pierwszy mecz Polonii, też się panu podobał? Mamy takich więcej.
Nie przesadzajmy, nie był taki zły. Kiedy byłem piłkarzem meksykańskiego Veracruz, trenowałem w trawie po kolana. Pojechałem tam zaraz po moim pożegnalnym meczu w Barcelonie, w 1997 roku. I wylądowałem w tej trawie, a na pierwszą zbiórkę każdy z moich nowych kolegów przyszedł w innej koszulce. Co kto miał, to na siebie włożył. Dziesięć dni wcześniej byłem jeszcze piłkarzem Barcelony, odjeżdżając zostawiłem wielkie Camp Nou, piękne boiska treningowe, 100 tysięcy widzów, stroje szyte na miarę i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta