Na zawsze będzie Borussia
Niemcy mają mistrza, w którym się wszyscy kochają. Z miasta, którego poza mieszkańcami nie kocha nikt
Dziś w czarno-żółtych barwach są Lewandowski z Warszawy, Piszczek z Czechowic-Dziedzic, Błaszczykowski z Truskolasów. Kiedyś byli Kwiatkowski, Schlebrowski, Michallek, Niepieklo, Kapitulski. Z polsko brzmiącymi nazwiskami, ale urodzeni w Nadrenii i Prusach Wschodnich.
Dziś jest mistrzostwo niespodziewane, triumf pomysłowości i współpracy. Tytuł zdobyty w tak pięknym stylu, że nawet w Monachium i Gelsenkirchen gratulują przez zaciśnięte zęby. A tamto mistrzostwo sprzed 55 lat nie było niespodzianką, tylko cudem. Dla wielu porównywalnym z tym z Berna, gdzie dwa lata wcześniej Niemcy z Zachodu zostali mistrzami świata.
Od soboty świętuje miasto, które wymyśliło się na nowo, żeby jakoś funkcjonować w Europie, która przestała potrzebować stalowni, kopalni, koksowni i hut. Wtedy, w 1956 roku, Dortmund dopiero nabierał nowych kształtów, bo z alianckich nalotów ocalał ledwo co piąty budynek. Ale hutnik i górnik to jeszcze brzmiało dumnie. Tutaj, w Zagłębiu Ruhry, mówiło się reszcie Niemiec, a zwłaszcza mądralom z Monachium: my zarabiamy, żebyście mieli co wydawać.
Dortmund stał triadą stal – węgiel – piwo. A czwarta była Borussia,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta