Mit prokuratorskiej niezależności
Ustawa powołująca niezależnego prokuratora generalnego przypomina popękany mur, przez który łatwo mogą przenikać polityczne wpływy – ocenia publicysta „Rzeczpospolitej”
Przed kilkoma tygodniami prokurator generalny Andrzej Seremet zorganizował konferencję prasową, na której zaprezentował własne pomysły na walkę ze stadionowym chuligaństwem. Konferencja zbiegła się w czasie z bezprecedensową akcją gabinetu Donalda Tuska przeciwko pseudokibicom.
Dla części środowiska prawniczego zaangażowanie się Seremeta w wyraźnie polityczną akcję, nastawioną na wzrost sondażowego poparcia rządu Platformy Obywateslkiej, było szokiem. Po rozdzieleniu stanowisk ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego szef nowej instytucji miał dbać o jej sprawne działanie i prokuratorską niezależność, z dala od polityki i telewizyjnych kamer. Dając się wciągnąć w polityczną akcję, prokurator generalny zaprzeczył swojemu posłannictwu.
A wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Działający od roku nowy prokurator generalny unikał wielkiej polityki. Nie dał wciągnąć prokuratury w polityczne przepychanki, nawet tam, gdzie wydawało się być to nieuniknione. Tak było w przypadku kontrowersji wokół wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej, gdzie prokuratura znalazła się w centrum silnego politycznego sporu.
Teraz w mgnieniu oka powróciły dobrze znane obrazy z przeszłości: spotkania z dziennikarzami, które z lubością urządzali poprzednicy Seremeta dzierżący w ręku teki prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.
Konferencja szefa prokuratury zbiegła się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta