Więźniowie złudzenia
Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro doskonale wiedzą, że są sobie nawzajem bardzo potrzebni. Mimo to wszystko wskazuje na to, że pójdą osobnymi drogami – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
11 października, konferencja prasowa Jarosława Kaczyńskiego. Jest wtorkowe przedpołudnie, dwa dni po przegranych przez PiS wyborach. Państwowa Komisja Wyborcza podała już wyniki z niemal wszystkich okręgów. Sytuacja jest jasna – szósta kolejna klęska największej partii opozycyjnej. Niespełna 30 proc. poparcia to za mało, by odsunąć PO od władzy. Co gorsza, wiadomo także, że w liczbach bezwzględnych Prawo i Sprawiedliwość zdobyło mniej głosów niż w roku 2007.
Zmęczony prezes PiS odpowiada na pytania dziennikarzy, z trudem kryjąc irytację. „Prędzej czy później zwyciężymy, bo po prostu mamy rację" – mówił dwa dni wcześniej, wieczorem w sztabie wyborczym PiS, kiedy ogłoszono niekorzystne dla jego partii wyniki exit polls. Komentatorzy w studiach telewizyjnych od razu jednak zaczęli przypominać, że w 2008 r. Kaczyński deklarował: „jeśli w 2011 roku wyborów nie wygramy, to pozostawię miejsce innym. Pewnie młodszym. Oni będą dalej to prowadzili".
Teraz pytanie o tę deklarację powraca. Prezes PiS tłumaczy, że zmienił zdanie i do Sulejówka się nie wybiera. Dlaczego? „Znaczną rolę odgrywała katastrofa smoleńska i to, co się działo po niej" – mówi. Aż wreszcie wypala: „To mnie witają «Jarosław, Polskę zbaw»".
Drogi Panie Jarosławie!
Szef PiS zaczął wierzyć ulicy, słuchać tłumów, lubić publiczne...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta