Sądy czasu nie liczą
Pani mecenas, proszę się streszczać, bo sąd za chwilę kończy pracę, a jeszcze jedna sprawa czeka. Taki komentarz nierzadko można usłyszeć na sali sądowej od sędziego, który sam nie szanuje czasu innych uczestników procesu – pisze adwokat.
Martyna Mierzejewska
W ostatnim czasie miałam zaszczyt po raz pierwszy występować przed Sądem Najwyższym. Już sam gmach sądu robi wrażenie, a tym samym wzbudza szacunek i poczucie powagi. Niestety, tylko budynek pozostawił po sobie pozytywne wrażenie... Kiedy przybyłam pod salę, dowiedziałam się, że moja sprawa nie zostanie rozpoznana o czasie. Z kilku minut opóźnienia zrobiło się ponad 100 minut zwłoki. Wprawdzie wchodząc na salę rozpraw, usłyszałam przeprosiny od przewodniczącego składu, i z grzeczności je przyjęłam, ale straconego czasu mi to nie zwróciło. Szczerze mówiąc, myślałam, że przed Sądem Najwyższym nie spotka mnie to, co zdarza się przed sądami powszechnymi na co dzień.
Proza życia
Od samego początku aplikacji uczyłam się cierpliwości, czekając pod salą sądową na wywołanie sprawy. Jednak kiedy przyodziałam adwokacką togę, wzrosła frustracja spowodowana niemocą, która z upływem czasu przerodziła się już tylko w zobojętnienie.
Po kilku latach praktyki wiem już, do którego sędziego nie muszę się spieszyć, bo sprawa na pewno nie rozpocznie się o czasie. To od sędziego zależy, czy dobrze rozplanuje swoją wokandę. Chociaż przyznam, iż z uwagi na coraz większą liczbę spraw nie jest to z pewnością łatwe zadanie. Jednak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta