„Prawdziwe życie” w telewizji
Dziś telewizja udaje już wszystko, a scripted docu to jedno z największych kół zamachowych tego biznesu
Telewizyjni twórcy wychodzą z założenia, że należy spróbować wszystkiego. Wymieszać wszelkie możliwe konwencje, sprawdzić najdziwniejsze kurioza, bo nie wiadomo, co może okazać się przebojem ramówki. No bo kto jeszcze dwie dekady temu powiedziałby, że największymi telewizyjnymi hitami mogą być programy polegające na tym, że amatorzy (po których straszliwie widać ich amatorstwo) odtwarzają jakieś czysto obyczajowe historyjki. Codziennie zupełnie inna historia, inni „aktorzy", trochę inne emocje.
To zupełne zaprzeczenie dawnego myślenia o telewizji, gdy każdy pojawiający się na antenie musiał być absolutnym profesjonalistą i starano się przywiązywać widzów do programu przez gwiazdy i ciągłość fabularną narracji. Dziś liczą się tylko chwilowe emocje. To nam wystarcza. I żeby jeszcze wyglądały na trochę autentyczne (nie wymagajmy zbyt wiele). Dlatego właśnie w świecie telewizji od kilku lat królują formaty, które nazywa się, wykorzystując słowo „docu". I trochę też dlatego, że są tanie w realizacji.
Dlaczego docu? To oczywiście od słowa „dokument". Film dokumentalny jest bowiem kluczem w większości tego rodzaju programów. Czy mówimy o „W11", „Pamiętnikach z wakacji", „Trudnych sprawach" czy tegorocznych „Szpitalu" albo „Prawdziwym życiu" – chodzi o choćby symboliczne wrażenie autentyczności. Ot, sugestię, że to, co widzimy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta