Gombrowicz bez formy
Gombrowicz w „Kronosie” jest, owszem, interesujący, ale zdecydowanie wolę, kiedy zakłada gorset stylisty.
Poniedziałek: k.rwa, wtorek: dolary, środa: egzema, czwartek: kłótnia". Gdyby Gombrowicz chciał strawestować w „Kronosie" legendarny początek „Dziennika" – „Poniedziałek: ja, wtorek: ja, środa: ja, czwartek: ja" – to mniej więcej tak by on wyglądał. Tamten cytat, otwierający książkę, uznaną już chyba powszechnie za największe arcydzieło polskiej diarystyki, od razu ustawiał wszystko we właściwych proporcjach. Gombrowicz komunikował w ten sposób swoim czytelnikom, że mają do czynienia z konsekwentną kreacją, że autor nie ma zamiaru opisywać świata, tylko kreować siebie. Dlatego, gdyby zdanie otwierające „Kronosa" miało zawierać to, co w nim najważniejsze, powinno traktować o pieniądzach, chorobach, konfliktach osobistych i seksie (o kirwach pisze autor „Transatlantyku" wielokrotnie i nie do końca jest jasne, czy chodzi o prostytutki czy określa tak kobiety, z którymi miał przelotne kontakty.
W tych kwestiach prowadzi Gombrowicz bardzo szczegółową buchalterię, posuniętą do granic bliskich obsesji, i to one zajmują go najbardziej. Kiedy, już pod koniec życia, podsumowuje każdy rok, odnotowując stan konta, stan zdrowia i możliwości seksualne, trudno powstrzymać się od uśmiechu. Ta jego księgowość jest, w niezamierzony chyba sposób, komiczna. Ale przynajmniej wywołuje jakąś reakcję, czego o reszcie tekstu nie można powiedzieć. Suche równoważniki zdań. Czasem wręcz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta