Wszyscy jesteśmy świniami
Romanowski, Janicka, Gross i inni traktują historiografię jako pole działań performerskich. Jedni performerzy delektują się maczaniem krucyfiksu w urynie, inni czerpią satysfakcję z odbrązawiania bohaterów i profanowania narodowych świętości – pisze publicysta „Rz".
Tekst Andrzeja Romanowskiego na łamach ubiegłotygodniowej „Polityki", w którym autor zasugerował współpracę Witolda Pileckiego z aparatem komunistycznej bezpieki, był przede wszystkim obliczony na zbulwersowanie prawicowej części opinii publicznej. Trudno nie snuć takich przypuszczeń, bo przecież wiadomo, że kiedy narusza się dobre imię bohatera narodowego, muszą się posypać gromy. Jednocześnie Romanowski może uchodzić za kontynuatora tradycji intelektualnej, która bynajmniej nie stawiała sobie za główny cel wywoływanie skandali.
W obronie Polski realnej?
W tekście literaturoznawcy warto zatrzymać się przy dwóch kwestiach. Pierwsza: Romanowski za prawdopodobne uważa to, że Pilecki po aresztowaniu gotów był uznać porządek pojałtański i pójść na współpracę z nadzorującym śledztwo w jego sprawie Józefem Różańskim, a co za tym idzie – w ogóle z władzami komunistycznymi. Jeśli tak było, to rotmistrz wykluczył samego siebie z szeregów „żołnierzy wyklętych", zamierzając po opuszczeniu więzienia pracować na rzecz Polski realnej („takiej, jaka została po wojnie nam dana: Polski pojałtańskiej – PRL").
Postmodernistycznym dekonstrukcjonistom nie chodzi o to, by spowodować krytyczną autorefleksję Polaków. Chodzi po prostu o wywoływanie skandali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta