Nie tylko związek zawodowy
Dla „Solidarności" problemy gospodarcze były bardzo istotne, ale szybko zaczęło chodzić jej o coś więcej: o wolność słowa, wolność zgromadzeń, praktyk religijnych i o masę innych spraw dotyczących polepszenia warunków życia także poza zakładem pracy – mówi socjolog Elżbieta Ciżewska Michałowi Płocińskiemu.
"Rz": Na ile znaczącą siłą opozycyjną pod koniec lat 70. były Wolne Związki Zawodowe na Wybrzeżu?
Elżbieta Ciżewska: T o już były ważne struktury, tak samo jak KOR czy ROPCiO – pierwszy niezależny ruch związkowy w całym bloku sowieckim. Tam naprawdę była już współpraca, tworzyły się struktury wspólnego działania i pojawiały się pomysły reform. WZZ były dość oryginalne i tworzone w sposób intuicyjny, bo Gwiazdowie nie wiedzieli, jak działają i czym dokładnie się zajmują związki zawodowe na Zachodzie. Sami się zresztą potem dziwili, że tam związki zajmują się trochę innymi sprawami niż późniejsza, wyrosła w końcu z WZZ, „Solidarność".
Po co w ogóle w opozycyjnym podziemiu było tworzyć związki zawodowe? Przecież przez sam fakt braku legalności nie mogły one prowadzić żadnego dialogu z władzą.
Chodziło o budowanie świadomości robotników. Przecież Polska podpisywała rozmaite konwencje w sprawie praw pracowniczych, tylko że robotnicy nie mieli o nich zielonego pojęcia. WZZ to były spotkania, rozmowy, tworzenie jakieś współpracy.
Wielki ruch strajkowy w 1980 roku wykraczał jednak daleko poza formułę związków zawodowych. Dlaczego „Solidarność" zdecydowała się więc na wybór takiej formuły do dalszego działania?
Forma związku zawodowego była wtedy po...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta