Limity na wódkę
Zamiast rechotu przydałaby się refleksja, czy wolność kupowania alkoholu w każdym czasie i miejscu nie powinna być ograniczona, kiedy staje się zagrożeniem dla drugiego człowieka – pisze publicysta.
Tragedia, do której doszło w Kamieniu Pomorskim, nie tylko wywołała debatę na temat plagi pijanych kierowców, lecz także sprowokowała szerszą dyskusję o stosunku Polaków do alkoholu. Przyzwolenie na jazdę po pijaku nie bierze się znikąd. Traktujemy piwo, wino i wódkę jak każdy inny towar. Wystarczy sięgnąć na półkę, wrzucić do koszyka i po sprawie.
Dobrze, że do dyskusji włączył się Kościół, od dawna zaangażowany w inicjatywy trzeźwościowe. Tym razem nie z apelem o abstynencję, lecz z pomysłami z zakresu polityki społecznej. Rzecznik episkopatu, ks. Józef Kloch, powiedział w radiu RMF, że potrzebne są w Polsce ograniczenia dotyczące sprzedaży alkoholu. „Jeśli będzie w kraju większa trzeźwość, to będą trzeźwi kierowcy. Nie dziwmy się, że kierowcy są pijani i zabijają, bo mamy milion ludzi nadużywających regularnie alkoholu" – przekonywał ks. Kloch.
Jeśli ze stacji benzynowych znikną stoiska z alkoholem, a z centrów miast całodobowe sklepy monopolowe, w 9 na 10 przypadków niedopici uczestnicy imprezy zrezygnują z nocnych poszukiwań
Kilka dni wcześniej bp Tadeusz Bronakowski, przewodniczący Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości, napisał list, w którym padła deklaracja: „Należy ograniczyć liczbę punktów, gdzie dostępny jest alkohol. Należy zakazać handlu alkoholem w godzinach nocnych, a także na stacjach paliw, na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta