Brazylijski mundial pozwala marzyć
Gdyby futbol naprawdę podbił Amerykę, rozpadłby się haniebnie powiązany z pieniędzmi system władzy i wpływów. Może udałoby się wyplenić korupcję i uchronić nas przed takimi niedorzecznościami jak mundial w Katarze – uważa publicysta „Rzeczpospolitej".
Przez trzy tygodnie upajaliśmy się wspaniałym futbolem. Mundial piękniał wraz z konsumpcją. Do przebudzenia doszło dopiero w ćwierćfinałach. Najpierw pozbawiona wdzięku teutońska machina wojenna sterroryzowała grających dotąd fantazyjnie Francuzów.
Potem przez pokolenia kojarzona z futbolową magią Brazylia zamieniła swój mecz z błyskotliwą Kolumbią w pojedynek sumo i wypchnęła rywali z turnieju. Bramki musieli strzelać stoperzy, bo ojczyzna Pelego i Garrinchy nie ma napastników. Choć potężny Hulk się starał i próbował nawet zwodów Ronaldo. Ostatni raz widziałem coś takiego w cyrku, gdy niedźwiedź udawał baletnicę.
Ponury mecz Argentyny z bezradną Belgią mógłby się śmiało znaleźć w jadłospisie kuchni angielskiej. Miał tylko jedną przyprawę: Messiego. Natomiast Holandia biła się z Kostaryką jak wojska Fabiusza Kunktatora z Hannibalem.
Nie bądźmy jednak niewdzięcznikami i podziękujmy za to, co było wcześniej. Spór o to, czy Pan Bóg interesuje się futbolem, trwa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta